————
Pierwszym polskim monarchą, który miał szczęście zetknąć się z operą był Władysław IV Waza, gdy jeszcze jako królewicz bawił na dworze Medyceuszy we Florencji i tam oglądał jemu zresztą dedykowane Uwolnienie Ruggiera z wyspy Alcyny pióra Francesco Cacciniego. Nowy gatunek tak zafascynował młodego królewicza, że już w 1628 roku zaprosił do zamku warszawskiego trupę włoską, która przywiozła Galateę Santa Orlandiego. Było to pierwsze przedstawienie operowe w Warszawie. W okresie panowania Władysława IV opera często gościła na zamku, urządzono tam nieźle wyposażony teatr, a dzieła wystawiały trupy włoskie. Aby uczcić króla pisano i dedykowano mu dzieła – choćby Piotra Elerta Sława królewska, czyli triumf Władysława IV, monarchy polskiego, króla Szwecji. Jednak wojny ze Szwecją („potop”) położyły kres temu etapowi rozwoju opery w Polsce.
Następny etap opery w Polsce to czasy saskie. August II Mocny wybudował w 1724 roku w Warszawie „Operalnię”, gdzie gościły od czasu do czasu oczywiście trupy włoskie. Za Stanisława Augusta zaś pojawia się wreszcie opera polska, tworzona i wykonywana przez Polaków. Zresztą jeszcze przez wiele lat trwały polsko-włoskie zapasy, rywalizacja między przyjezdnymi i rodzimymi artystami.
Wojciech Bogusławski, którego nazwisko jakże często pojawia się i słusznie (!) w historii polskiej kultury teatralnej, jest ojcem nie tylko polskiego teatru, ale i rodzimej opery – jako librecista Nędzy uszczęśliwionej z muzyką Macieja Kamieńskiego, pierwszej polskiej opery wystawionej w 1778 roku w pałacu Radziwiłłowskim.
Dobrze więc, że królewicz Władysław wybrał się „na wycieczkę” do Florencji i że opera o nim samym zrodziła w nim zainteresowanie tym gatunkiem.
Oby takich „królewiczów” i dziś było jak najwięcej…
Władysław IV Waza, olej na płótnie, autor Peter Paul Rubens,
kolekcja Muzeum Zamku na Wawelu, źródło