————
Szanowni Państwo,
50-lecie Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków, jubileusz zacny, wyczekiwany i przygotowywany od bardzo dawna. Niestety nie mogliśmy cieszyć się tym wspaniałym i kolorowym widowiskiem 13 marca 2020 tak jak planowaliśmy. Rzeczywistość czasami płata figle a czasami nie pozostawia wyboru, tak też było i tym razem stan epidemiczny wprowadzony w kraju i zamknięcie wszystkich instytucji kultury nie pozwolił nam na świętowanie. Ale nie rezygnujemy z tego jubileuszu przesuwamy go tylko w czasie. Jednak aby choć na chwilkę zachować atmosferę przyjemnych chwili zapraszamy do lektury wspomnień tych którzy ten spektakl tworzyli i którzy w nim występowali przez tak długi czas. Wspomnienia Iwony Wakowskiej i Kazmierza Knola, pierwsza odtwórczyni Królewny Śnieżki i pierwsza Królowa Macocha, już mogliście Państwo przeczytać we wcześniejszych wpisach.
Dziś wspominają Bogdan Pawłowski (kompozytor):
…było to jakieś dwa tygodnie po inauguracyjnych czterech premierach.
Odwiedzając mojego byłego dyrektora Piotrowskiego zostałem przedstawiony dyrektorowi Latoszewskiemu i choreografowi Borkowskiemu. W czasie rozmowy między innymi padło słowo, że jestem kompozytorem wielu ilustracji muzycznych do bajek w teatrach dramatycznych. Wtedy dyr. Latoszewski wypowiedział słowa, które słyszę do dziś „może napisałby pan coś dla nas”. Zaskoczony, oczywiście wyraziłem gotowość do podjęcia się tej pracy. Po około dwóch tygodniach otrzymałem szkic libretta baletu „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków”. Po skomponowaniu pierwszego obrazu Teatr wysłał wyciąg fortepianowy do Ministerstwa celem oceny. Po pewnym czasie przyszła odpowiedź bardzo pozytywna. Trzeba było zabrać się do pracy „pełną parą”. Najłatwiej było pisać sceny zbiorowe, natomiast do indywidualnych postaci zastosowałem tak zwane „motywy przewodnie”. Praca szła dość składnie, aż do momentu końcowego „pas de deux”. Nie mogłem znaleźć pomysłu. Wtedy umówiłem się z panem Borkowskim i późnym wieczorem spotkaliśmy się w sali baletowej. Pan Borkowski w dresie ja przy fortepianie zaczęliśmy improwizować i po dwugodzinnych próbach doszliśmy do wniosku, że „pas de deux” połączymy z ogólnym balem dworu. Tak powstał WIELKI WALC jeden z piękniejszych fragmentów baletu.
Przyszedł czas premiery!
Ja półprzytomny z emocji siedzę w 5 rzędzie po prawej stronie widowni i czekam aż podniesie się kurtyna. Uspokoiłem się gdy usłyszałem pierwsze dźwięki znakomitej orkiestry prowadzonej przez prof. Wojciechowskiego.
I zaczęła się „uczta dla oczu”. Pamiętam jak dziś piękny taniec motyla w wykonaniu pani Niesobskiej; ślicznie tańcząca, wręcz unosząca się w powietrzu królewna pani Wakowska; królewicz pan Jakubiak; wiedźma pan Knol; krasnoludki z panem Traczewskim na czele; królowa pani Zalewska; cały zespół baletowy w doskonałych układach choreograficznych; uczniowie szkoły baletowej w charakterystycznych tańcach zwierzątek; a wszystko to w dekoracji i kostiumach pań Korytowskiej i Kulak-Janowskiej. Jeszcze raz podkreślam znakomicie grającą orkiestrę.
Na koniec chcę pogratulować wszystkim Dyrektorom Teatru Wielkiego, że nie ulegli pokusom by nagrać muzykę na taśmę. Muzyki „na żywo” nie zastąpią żadne, choćby najlepsze, MP-3, I-pady, smartfony, magnetofony, itp.
Minęło 50 lat i przez te lata, licząc 10 lat na dziecko, pięć pokoleń dziecięcych spotkało się z muzyką graną specjalnie dla nich. Pierwsi słuchacze to już może babcie i dziadkowie, i mam nadzieję, że spotkanie z „Królewną Śnieżką” w dzieciństwie sprawiło, że są wierni Teatrowi Wielkiemu we wszystkich realizacjach operowych i baletowych.
JESTEM TEGO PEWNY!!!
Bogdan Pawłowski
i Stanisław Dyzbardis (wieloletni kierownik literacki i dyrektor):
Przyznać muszę, że od początku byłem mocno sceptyczny, by wstawiać do repertuaru Teatru Wielkiego balet „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków”. Wydawało się bowiem, że mocno „ograny” temat tej pięknej bajki, a przede wszystkim disneyowski film rysunkowy ze znanym i powszechnie nuconym Marszem Krasnali „Hej ho, do pracy by się szło!” jest poza wszelką konkurencją.
A jednak wspaniała muzyka Bogdana Pawłowskiego z powodzeniem przykryła filmowe piosenki Franka Churchilla, a dowcipna choreografia Witolda Borkowskiego i zręczna adaptacja Stanisława Piotrowskiego bezapelacyjnie pokonały sceniczne oraz ekranowe wersje baśni braci Grimm.
Z prawdziwym sentymentem wspominam reakcję rozbawionej widowni na prapremierze „Królewny Snieżki” w naszym Teatrze w marcu 1970 roku. Na prapremierze, która rozpoczęła triumfalny marsz tego baletu po scenach polskich i zagranicznych teatrów operowych.
To już minęło 50 lat od tamtej daty? Niewiarygodne!
Ad multos annos!
Stanisław Dyzbardis