Polski

Czy wiecie, że… Musical, czemu nie.

————

Ta forma muzycznego spektaklu nie jest zbyt częstym gościem operowej sceny, nie tylko polskiej, ale też nie każdy teatr dysponuje odpowiednio przygotowanym dla jej realizacji zespołem. W naszym Teatrze musical ilekroć się pojawiał – zawsze odnosił sukces u publiczności i cieszył się uznaniem krytyki teatralnej i muzycznej.

Już w 1972 roku (8 kwietnia) dyrekcja – w osobach Zygmunta Latoszewskiego i Stanisława Piotrowskiego – mocno wszystkich zaskoczyła premierą Człowieka z La Manchy Mitcha Leigha w niezwykłej inscenizacji Romana Sykały, w której owacjami kwitowane były legendarne już dziś kreacje m.in. wspaniałego (jak zawsze!) Władysława Malczewskiego (Don Kichot), niezwykle energetycznej Alicji Pawlak (Dulcynea) i Adama Dulińskiego (Sancho Pansa).

Siedem lat później (24 lutego 1979) – znowu wielki musicalowy sukces: Zorba Johna Kandera! Na scenie tym razem królowali m.in. Włodzimierz Zalewski (Zorba), Jadwiga Pietraszkiewicz (Madame Hortance) i Kazimierz Kowalski (Niko).

W latach 80-tych ubiegłego wieku (!) niewiele brakowało, by Sławomir Pietras wprowadził do repertuaru słynnych Les Miserables Claude Schőnberga… Niestety problemy z zakupem licencji na spektakl były nie do przeskoczenia. Nie było natomiast problemów z wystawieniem musicalu polskiego(!) z librettem Krystyny Ślaskiej i Barbary Wachowicz (słynna „Basia z Podlasia”) i muzyką Romana Czubatego Błękitny zamek (2 grudnia 1988). Już sam fakt, że choreografię do spektaklu przygotowywała przybyła prosto z Paryża słynna tancerka Krystyna Mazurówna – partnerka sceniczna jeszcze bardziej słynnego Gerarda Wilka – sprawił, że o premierze zrobiło się głośno na długo przed jej „wejściem” na scenę. Jakby tego było mało w roli Eddiego pokazał się Łodzi sam Krzysztof Kolberger; czy publiczność mogła być nieusatysfakcjonowana?… A to, że spektakl utrzymywał się w repertuarze prawie „do dziś” jest najlepszym dowodem, że musical w operze wcale nikomu nie przeszkadza; wręcz przeciwnie – publiczność ma szeroki wybór. Świadczy o tym również do dziś goszcząca na scenie ostania (przynajmniej do teraz) musicalowa realizacja – My Fair Lady Fredericka Loewe w reżyserii Macieja Korwina z Patrycją Krzeszowską i Andrzejem Kostrzewskim w rolach głównych. Do dzisiaj i przy wypełnionej po brzegi widowni!
Wypada, więc tylko się cieszyć; opera wcale nie musi się bać operetki, a operetka – musicalu i odwrotnie! Dobrze się uzupełniają i nie kłócą, publiczność ma bogaty wybór a artyści – szansę sprawdzenia się w różnych gatunkach muzyczno-wokalnych.

Ważne tylko, aby „podane danie” było najwyższej jakości.

 

fot. Joanna Miklaszewska