————
Z chwilą gdy Północ wydała Mozarta, my z Południa zostaliśmy pobici na naszym własnym polu, gdyż ten człowiek wznosi się ponad oba narody, łącząc w sobie cały czar melodii włoskiej i całą głębię harmonii niemieckiej.
Gioacchino Rossini
Jeśli jeden wielki kompozytor o drugim kompozytorze wypowiada takie właśnie słowa, to nam – melomanom – nie pozostaje już nic innego jak z radością, akceptacją i artystyczną satysfakcją delektować się jego dziełami, które w coraz to nowych realizacjach pojawiają się na operowych scenach.
To już 230 lat od momentu kiedy artystyczny świat pożegnał na zawsze Wolfganga Amadeusa Mozarta… Jeszcze w październiku 1791 nikt nie przypuszczał, że za dwa miesiące już go nie będzie. Przez wiele lat nie wiedziano, co było tego przyczyną, a tradycja romantyczna stworzyła na ten temat wiele mniej lub bardziej prawdopodobnych legend. Po długotrwałej analizie medycznej Antona Neumayra ustalono jednak dość szczegółowy przebieg choroby Mozarta, w którego opisie znajdują się takie objawy, jak: wysoka gorączka, obfite wydzielanie potu i wysypka, stan zapalny i obrzmienie w obrębie kończyn, unieruchomienie ciała z powodu silnego bólu. Możliwe, że chorował na gorączkę reumatyczną z reumatycznym zapaleniem stawów, z bardzo wysoką temperaturą i jednoczesnym wystąpieniem powikłań neurologicznych. Za bezpośrednią przyczynę śmierci uznaje się upust krwi dokonany przez medyka na dwie godziny przed śmiercią Mozarta.
Pozostawił potomnym wspaniałe dzieła muzyczne, w tym iście mistrzowskie opery, których realizacje sceniczne są ambicją i wyzwaniem dla najbardziej szacownych scen operowych świata i śpiewaków, przed którymi postawił nie najprostsze przecież zadania i wokalne i aktorskie. Publiczność każdorazowo z wielką radością wita pojawienie się na scenie każdego z jego wielu mistrzowskich dzieł, delektując się formą, finezją wokalną i muzyczną, smaczkami inscenizacyjnym, a przede wszystkim nim – Wielkim Mozartem.
Przed nami Wesele Figara (27 listopada br.) – komiczna perełka operowa, która bawi i uczy, zaskakuje i daje do myślenia – bez zbędnego moralizatorstwa, z przymrużeniem oka, wdziękiem i lekkością.
Podtytuł tej opery to Szalony dzień… Jak napisał prof. Zygmunt Latoszewski: Zaiste; ale w jak najlepszym znaczeniu tych słów!