Polski

CZY WIECIE, ŻE… URODZINY PIANISTY, KOMPOZYTORA i MĘŻA STANU

————

W listopadzie tego roku (dokładnie 18 listopada) minęło 160 lat od narodzin Ignacego Jana Paderewskiego – Wielkiej Postaci, która w historii naszego kraju ma znaczenie szczególne.

Był pianistą i kompozytorem pieśni, utworów fortepianowych, koncertów symfonicznych i kameralnych. Koncertował na całym świecie zawsze wykorzystując swój talent i popularność w działalności patriotycznej i politycznej służącej Polsce i Polakom. W roku 1919 został premierem i ministrem spraw zagranicznych; wkrótce jednak powrócił do muzyki i nią zachwycał świat.

Najlepiej o emocjach jakie towarzyszyły koncertom Mistrza Paderewskiego może świadczyć fragment wspomnień Tadeusza Szeligowskiego* z koncertu w Paryżu w 1935 roku:

„…Koncert, o którym mówię, miał miejsce we wspaniałym gmachu teatru Champs Elysées. W dodatku o niezwykłej porze, bo o 3 po południu. Od jakiegoś czasu Paderewski nie grał o innej godzinie. Stawiliśmy się w teatrze grubo przed 3. Trudno się było jednak usadowić. Okazało się, że był cały szereg osób, które za żadną cenę nie chciały siedzieć w 1. rzędzie. Nie chcieli, jak mówili, spotkać się ze wzrokiem Paderewskiego, który miał ten zwyczaj, że w czasie gry wpatrywał się w kogoś bliżej siedzącego. Miało to wywoływać niesamowite wrażenie. Wydawało mi się to lekką przesadą i całkiem spokojnie siadam w pierwszym rzędzie, tuż przy klawiaturze wspaniałego Erarda.

Publiczności pełno. W pierwszych rzędach „elita” czy „wielki świat”, jak kto woli, w dalszych rzędach głowa przy głowie, balkony pełne, wszyscy oczekują wielkiego zdarzenia. Punktualnie o 3,05 (5 minut można się spóźnić w Paryżu)wychodzi, co mówię, wyskakuje Paderewski na estradę. Pojawienie się artysty wita sala powstaniem z miejsc i owacją. Oklaski trwają do chwili, kiedy Paderewski zasiada do fortepianu i zaczyna preludiować. Ucisza się. Paderewski preludiuje w dalszym ciągu i, nie przerywając, zaczyna od razu wariacje Haendel-Brahms. Uraziło to moją wrażliwość artystyczną. Bo czyż można tak bezpośrednio po banalnych biegnikach i akordach wchodzić bez żadnej przerwy w genialny temat Haendla? Tymczasem Paderewski gra, oczywiście znakomicie, ale dostrzegam usterki. A więc lewa ręka nigdy nie zgadza się z prawą i ją wyprzedza, technika palcowa wcale nie jest większa od biegłości innych wybitnych pianistów. (…) Załamuje się trochę w sobie. Jak gdybym cieszył się, że mam powody do krytyki takiego tytana, z drugiej strony jest mi przykro, że pewne wady wykrywam.

Gdy tak zajmuję się raczej myślami niż słuchaniem muzyki, która płynie spod palców Paderewskiego, artysta odwraca głowę i patrzy na mnie. Chwile wstrzymuje wzrok. Nagle robi mi się gorąco. Paderewski jest wyraźnie zły. Czy zachowuję się nienależycie, czy może zrobiłem jakiś ruch, który przeszkadza w grze? Nie wiem o co mu chodzi. A może czyta w myślach? W każdym razie robi mi się bardzo nieprzyjemnie. Oczywiście wszystkie te myśli przepływają w ułamku sekundy. Nie mogę wytrzymać jego wzroku. Płynie z tych oczu jakiś fluid, którego mocy nie wytrzymam. Widocznie takie są oczy człowieka, który tworzy, przelatuje mi nagle przez głowę. Opuszczam oczy, zawstydzony, że nie zrozumiałem tego od razu…

Ale oto wariacje dobiegają końca. Sala szaleje. Co do mnie, nie jestem jeszcze przekonany, chociaż niewątpliwie oszołomiony. „Sonata” op. 28 Beethovena. (…) Nagle słyszę, że fortepian zmienia swój dźwięk, Czyżby halucynacja? Szczypię się w rękę raz i drugi. Nie, stanowczo czuwam i jestem przytomny. Dźwięk fortepianu odmaterializowuje się, przestaje być zabarwiony fortepianowo. Z takim fenomenem zetknąłem się raz tylko, na koncercie Rachmaninowa. (…) W tym momencie następuje i we mnie duża przemiana. Jestem tak przejęty tym co się dzieje w tej chwili, że zaczynam rozumieć śmieszność mych pretensji o jakieś tam ritenuta czy tempo rubato, czy nawet o lewą rękę. Czuję, że w tej chwili dzieją się rzeczy nierównie ważniejsze aniżeli wymagania pianistyki. (…) Ale Finał Sonaty h-moll Chopina pokazał dopiero, kim jest Paderewski. Tutaj zrozumiałem jasno, że wszelkie kryteria pianistyki nie przystają do wymiarów Paderewskiego. Czuję wyraźnie, że to nie pianista, to człowiek, który gra: wszystko jedno co robi na tym fortepianie, bo posiada możność wprowadzenia muzyką słuchacza w ekstazę, w inne rejony, o których nie da się pisać.(…) Kompozycja, którą Paderewski gra, jest tylko pretekstem do manifestacji magizmu wielkiego artysty.(…) Bo Paderewski potrafi swoją grą zmienić wartość dzieła. W Etiudzie a-moll Chopina (op. 25) w jednym jedynym dźwięku dał tyle najczystszej muzyki, że przy uderzeniu pierwszej nuty osłupiałem z wrażenia, siedzący zaś nie opodal mnie młody człowiek zajęczał głośno. Gdy go spytałem potem, dlaczego tak się zachował , nie umiał mi tego wytłumaczyć. Widocznie w ten sposób musiał reagować na piękno muzyki płynącej dosłownie z jednego dźwięku.

Paderewski kłania się dziesiątki razy, żegnającej go owacyjnie publiczności.(…)

Jesteśmy, jak byliśmy przed koncertem, a jednak inni. Rozmawiamy z niebywałym ożywieniem, komentując ostatnie przeżycia, robimy spostrzeżenia, dzielimy się otrzymanymi wrażeniami. Rozmowę przerywają okrzyki, to Paderewski wsiadł do auta i odjeżdża. Tłum na ulicy długo jeszcze stoi i patrzy za oddalającym się powoli samochodem.”

Ojczysty kraj Paderewski odwiedził po raz ostatni w 1924 roku, nadal jednak próbując wpływał na życie kraju z emigracji. Zmarł w Nowym Jorku 29 czerwca 1941 roku, ale dopiero pół wieku później – w 1992 roku – „powrócił” do kraju; 5 lipca w obecności prezydentów Lecha Wałęsy i Georgea Busha prochy Paderewskiego złożono w krypcie warszawskiej Katedry św. Jana Chrzciciela; nabożeństwo żałobne odprawił prymas Józef Glemp. I tak zostało spełnione marzenie Mistrza o powrocie do Wolnej Ojczyzny.

Paderewski pośród wielu swoich kompozycji zostawił nam jedyną operę – Manru. W naszym Teatrze opera miała swoją premierę w 1984 roku w realizacji Alicji Dankowskiej (reżyseria) i pod kierownictwem muzycznym Aleksandra Tracza, w scenografii Mariana Stańczaka; w partii tytułowej swoją kolejną – wielką (!) kreację stworzył Tadeusz Kopacki, który obchodził wówczas 35-lecie pracy artystycznej.

 

*fragment wspomnień na podstawie Paderewski, PWM wydanie II 1976