————
Gdyby wysilić się i na przestrzeni historii prześledzić losy powstawania dzieł operowych, to chyba nie ma wątpliwości, że najwięcej i najintensywniejszych poszukiwań idealnego stylu było udziałem Giuseppe Verdiego, wpadającego na pomysł Schillerowskiego Don Carlosa. Trudno się dziwić skoro po paryskiej premierze sam – młody – Georges Bizet ponoć napisał: Sili się na styl, a wychodzi mu tylko pretensjonalność. Nuda nie do zniesienia. Kompletne absolutne fiasko.
Sam Verdi nie był zachwycony swoim dziełem i wielokrotnie wracał do pracy nad nim skreślając (także „z pomocą” innych) całe sceny, zmieniając je i dopisując nowe – szukając dla swej opery najlepszych rozwiązań i muzycznych i dramaturgicznych. W efekcie wystawiane były różne wersje, ostatecznie – imponujące dzieło stało się niemal wzorcowym przykładem dramatu muzycznego jakże często goszczącym do dziś na największych scenach operowych świata. Od wielu lat wystawia się zazwyczaj jedną z trzech wersji tej opery: francuską – 5 aktów (1867), włoską – 4 akty (1884); włoską zwaną „Modena”- 5 aktów (1886). Największą siłą każdej z nich, co nikogo specjalnie nie dziwi, jest muzyka Verdiego pełna – jak pisze Piotr Kamiński w „Tysiąc i jedna opera – „szlachetnej, wysoko szybującej inwencji, zrodzonej w kontakcie z psychologiczną i filozoficzną głębią materii literackiej, mrocznej, dławiącej, beznadziejnej atmosferze”.
Wielka fascynacja, jaką budzi Don Carlos, rośnie z każdym pokoleniem i nie jest przypadkiem, że operowa adaptacja Verdiego znacznie częściej odwiedza dziś światowe sceny niż oryginał Schillera.
To fakt, że Verdi „szukał” swojego (!) Don Carlosa… Ale też czy inni na pewno zawsze wiedzieli, co i jak zrobić z tym, co im podarował? Tak czy inaczej – publiczność swoje wie i potrafi ocenić!